Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/64

Ta strona została przepisana.

zaśrodkowuje. W schód słońca jest nawykiem wszechświata. Świat jest kochanką, słońce — kochankiem. — Światło jest karjatydą olśniewającą, która podtrzymuje świat. Codziennie przez jedną wzniosłą chwilę, ziemia pokryta nocą wspiera się na wschodzącem słońcu. Dea, niewidoma, odczuwała ponowny napływ ciepła i nadziei w chwili, gdy dłoń jej dotykała głowy Gwynplaina. Dwie istoty ciemne, uwielbiające się nawzajem, pogrążone w miłości i zupełnej ciszy, zgodziłyby się trwać tak przez wieczność.
Pewnego wieczoru, Gwynplaine, w nadmiarze szczęścia, który jak upojenie wonią przyprawia o boską niemoc, wałęsał się swoim zwyczajem po skończonem przedstawieniu po łące w oddaleniu paruset kroków od Green-Boxu. Bywają takie chwile ulgi, w których wylewa się nadmiar serca. Noc była czarna i przezroczysta. Gwiazdy przyświecały jasno. Plac jarmarczny był opustoszały. Sen i zapomnienie zapanowały w barakach porozrzucanych wokół Tarrinzeau-field.
Jedno tylko światło nie było zgaszone; była to latarnia oberży Tadcaster, przyotwartej w oczekiwaniu powrotu Gwynplaina.
Dzwonnice pięciu parafij Southwarku wydzwoniły tylko co jedna po drugiej różnemi głosami północ.
Gwynplaine myślał o Dei. O czemżeby innem miał rozmyślać? Ale tego wieczoru, dziwnie zmieszany, pełen lęku, niepozbawionego uroku, myślał o Dei, jak mężczyzna myśli o niewieście. Czynił sobie wyrzuty. Było to poniżenie. Rozpoczynał w nim swoje działanie głuchy napór małżonka. Słodka a nagląca niecierpliwość. Przekraczał niewidzialną granicę; przed nią znajduje się dziewica, za nią kobieta. Badał sam siebie z niepokojem; możnaby powiedzieć, że oblewał się wewnętrznym rumieńcem.
Gwynplaine z lat pierwszych w nieświadomości tajemniczego w zrastania zwolna przeobraził się całkowicie. Dawny niewinny młodzieniec czuł, że obejmuje go niepokojący zamęt. Posiadamy ucho światła, do którego przemawia duch, i ucho ciemności, do którego przemawia instynkt. Przez to ucho, wzmagające dźwięki, dochodziły go nęcące podszepty nieznanych głosów. Nawet u naj-