jego mózg utrapiony, który się bezwiednie dopuścił marzenia. W istocie rylec przeznaczenia spełnić musiał tę robotę. Obecnie jakieś zło z tego wynikło. Marzydło to bowiem, nie dające się już odepchnąć, Gwynplaine tym razem witał z uniesieniem.
Co? Kobieta jakaś chce należeć do niego? Co? Wielka pani, zstępująca ku niemu ze swego tronu, bożyszcze ze swego ołtarza, wspaniały posąg ze swego wzniesienia, widziadło promienne ze swego obłoku! Jakto! Z niepodobieństwa krainy marzenie ku niemu spływało! Jakto! Owa bogini podniebna, owa promienistość, owa nereida, cała klejnotami ociekająca, owa piękność najwyższa i przeto niedostępna, ze swej wyżyny, zjeżonej promieniami, sama się ku niemu wychyla? Jakto? Ona ten swój wóz świetlany, jednocześnie przez gołębie i przez smoki ciągniony, nagle zatrzymuje ponad jego głową i, przewieszając się z niego, mówi mu: — Chodź, Gwynplainie! — Jakże! Więc jemu, Gwynplainowi, dana jest ta przerażająca chwała, że się ku niemu w podobny sposób sklepienie niebios zniża? Bowiem ta kobieta, jeśli tylko kształt gwiaździsty kobietą nazwać się godzi, sama mu się wprasza, sama narzuca, sama oddaje! Toż od tego zawrotu głowy dostać można. Olimp się prostytuuje! I dla kogo? Dla niego, Gwynplaina! Jakże! Toż z świetlistego wgórze gdzieś obłoku wydzierają się ku niemu białe ramiona zalotnicy, ażeby go przycisnąć do łona bogini! I łono to pozostanie jednak bez zmazy. Gdyż potęgom podobnym nigdy się skalać nie zdarza. Toż niedarmo w światłości się kąpią bogowie. I jeszcze ta wydzierająca się ku niemu bogini wie dokładnie, co czyni. Poczwarność Gwynplaina wcale jej tajną nie jest. Widziała twarz jego i wcale się przed jej brzydotą nie cofa. Kocha go tedy mimo to wszystko.
Gorzej daleko: kocha go właśnie dla jego brzydoty.Któż zdoła uwierzyć, że mu się rzecz podobna nie śni? Małoż już tego, że Gwynplaine został pokochany, — cóż dopiero pomyśleć, że z całego świata wybrany?
Jakże! Więc w świecie, w którym żyje ta kobieta, w tem świetnem zewsząd otoczeniu, bez najmniejszego ograniczenia potężnem, bez najmniejszej odpowiedzial-
Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/74
Ta strona została przepisana.