Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/83

Ta strona została przepisana.

tu będziecie, liche świętojanki? To chyba, żeby się doczekać, aż kto na was nogą nastąpi. I dobrze zrobi. Co znaczą te wszystkie gruchania? Czy to ja stara jejmość od towarzystwa, której obowiązkiem jest patrzeć, jak się młodzi sobie mizdrzą? Już mi kością w gardle stoicie. Idźcie sobie do licha!
Czując jednak, że jego gderliwe gadanie coraz mocniej mięknie w tonie, uważał za stosowne zaostrzyć je znaczącem sapaniem.
— Mój ojcze — rzekła Dea — jak ty dziś ostro przemawiasz.
— Bo nie lubię, żeby kto był nadto szczęśliwy — odrzekł Ursus.
W tem miejscu Homo pospieszył mu z pomocą, warknąwszy znacząco tuż u stóp kochanków.
Ursus pochylił się i położył mu rękę na czole.
— A, i tobie się to także, widzę, nie podoba. I tobie się, na samą myśl o tem, szerść najeża. Nie lubisz miłosnego bałamuctwa. Boś mędrzec. No, ale dość już wreszcie tego marzenia; do porządku, mój panie.
Wilk znowu warknął.
Ursus zajrzał do niego pod stół.
— Ależ cicho, kolego. Stulże tam gębę, panie mędrcze.
Wszakże, nie zważając na to napomnienie, wilk owszem zerwał się na łapy i począł wyszczerzać zęby w stronę wejścia.
— Co ci tam znowu na nos wsiadło? — rzekł Ursus zdziwiony.
Mówiąc to, przytrzymał Homa za skórę na karku.
Dea, nie zwracając nawet uwagi na warczenie wilka, cała myślom swoim oddana, rozkoszując się w duszy dźwiękiem mowy Gwynplaina, milczała, zatopiona w zachwycie właściwym ociemnieniu, który zdaje się budzić w głębi duszy jakiś czarowny śpiew do wysłuchania, zastępując niejako braknącą światłość nadziemskiemi dźwięki. Ociemniałość jest niby podziemiem, z którego słyszy człowiek głęboką przedwieczną harmonję.
Przez czas, kiedy Ursus z Hornem się rozprawiał, Gwynplaine mimowolnie ku drzwiom spojrzał.