Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/85

Ta strona została przepisana.

niej rozkazujący, im uroczystsze towarzyszyło mu milczenie, znaczyć miał: — Chodź za mną!
Pro signo exeundi, sursum trahe — tak się wyraża kartelusz normandzki.
Kogo dotknął iron-weapon, temu nie służyło już inne prawo nad obowiązek biernego posłuszeństwa. Nie było wymówki wobec tego niemego rozkazu. Od tego stały na straży twarde karne przepisy.
Pod tem szorstkiem dotknięciem prawa Gwynplaine uczuł naprzód wstrząśnienie, poczem stał się niby skamieniały.
Gdyby, zamiast być poprostu dotkniętym po ramieniu, otrzymał gwałtowne uderzenie w głowę, niewięcej pewnie byłby odurzony. Widział się zmuszonym pójść za tym człowiekiem. Ale dlaczego? Nic pojąć nie mógł.
Ze swej strony Ursus, podobnież dotkliwie strwożony, począł się jednak czegoś dość wyraźnie domyślać. Na pamięć mu przyszły zatargi z predykatorami i współzawodnikami przedsiębiorstw na rynku, w następstwie zaś tego zaskarżenie Green-Bexu przed władzą o posiadanie wilka, i wreszcie własne jego zajście z trzema inkwizytorami Bishops-gate; i kto wie? — ale to było przerażające — nieostrożne i buntownicze słowa Gwynplaina o władzy królewskiej. Bądź co bądź, w niewypowiedzianym był strachu.
Dea się tym czasem uśmiechała.
Bowiem ani Gwynplaine, ani Ursus nie wyrzekli jednego słowa. Przeczuciowo obaj w jednej myśli się zeszli: to jest, żeby nie niepokoić Dei.
Zdaje się, że wilk także do nich przystał, zaniechał bowiem warczenia. Prawda i to, że go Ursus ani na chwilę nie puszczał z ręki.
Homo zresztą w wypadkach pewnych miewał nielada przenikliwość. Któż kiedy nie zauważył owego zmyślnego u zwierząt w podobnych razach zaniepokojenia?
Być może, że w mierze pojęć dostępnych wilkowi czuł się wyjętym z pod prawa.
Gwynplaine wstał.
Ani podobna było myśleć o oporze. Wiedział to, wiedział również, że nawet pytać o nic w tym razie nie było dozwolone.