Skręcili w prawo.
Zadrżały nogi pod Ursusem i zmuszony był oprzeć się o mur, żeby nie upaść.
Nic mniej szczerego jak wyrazy: Chcę się dowiedzieć, co mnie czeka. Rzeczywiście bowiem wcale sobie człowiek prawdy w tym względzie nie życzy. Przeciwnie, lęka się jej jak najbardziej. W skład trwogi wchodzi poczęści nieokreślony wysiłek, wszelką pewność odpychający. Nie przyznałbyś się do tego, ale radbyś się wtedy cofnąć; jeśliś zaś naprzód poszedł, gorzko sobie to wymawiasz.
Właśnie się Ursus w podobnym znalazł wypadku. Pomyślał bowiem, drżąc cały:
— Oj, źle, do djabła! Co mi teraz po tej wiadomości? Nacóż się przyda iść dalej za Gwynplainem?
Wbrew jednak podobnej uwadze, tem bardziej przyśpieszył kroku, ażeby ani na chwilę nie zgubić z oczu orszaku i nie zerwać tym sposobem jedynej nici, jaka go jeszcze łączyła z Gwynplainem.
Gromadka posuwała się powoli, skutkiem uroczystej swej cechy.
Wapentake szedł na jej czele.
Zamykał ją zaś urzędnik straży bezpieczeństwa.
Porządek ten utrudniał pochód.
Niezrównana wspaniałość, na jaką tylko ceklarz zdobyć się może, świetniała zewsząd z owego urzędnika. Ubiór jego trzymał środek pomiędzy przepychem honorowej szaty doktora nauk wyzwolonych z Oxfordu oraz skromnym czarnym przyodziewkiem kandydata teologji z Cambridge. Przystrojony był wcale po pańsku, narzucony zaś z wierzchu płaszczykiem podbitym norweskiemi królikami. Miał w sobie jednocześnie coś gotyckiego i zarazem nowszego, na głowie bowiem jeżyła mu się peruka, jak u Lamoignona, rękawy zaś miał z wylotami od łokci na wzór Tristana Pustelnika. Duże jego okrągłe oczy zdawały się zjadać Gwynplaina swoim sowim wyrazem. Stąpał w sposób miarowy. Niepodobnaby znaleźć na świecie wstrętniejszego poczciwca.
Ursus, na chwilę z tropu zbity, dopędził znowu niebawem orszak, dzięki opóźnieniu, jakiemu ten uległ, zaskoczony na cmentarzu kościelnym przez zgraję psów
Strona:Wiktor Hugo - Człowiek śmiechu (wyd.1928) T.3-4.djvu/93
Ta strona została przepisana.