Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.1.djvu/102

Ta strona została przepisana.

Wyrwała się z jego objęcia.
— Mego ojca? — powtórzyła blednąc.
— Tak, Ethel. Rozbójnik ten, zapłacony bezwątpienia przez nieprzyjaciół hrabiego Griffenfelda, ma w swem posiadaniu papiery, których utrata naraża na niebezpieczeństwo życie twojego ojca. Papiery te wraz z życiem wydrzeć mu muszę.
Ethel stała kilka chwil blada i milcząca; łzy jej przestały płynąć, wzdęte piersi oddychały z trudnością, przyćmione oko patrzało na ziemię spojrzeniem, jakiem spogląda skazany na śmierć w chwili, kiedy się wznosi topór po nad jego głową.
— Mojego ojca! — wyszeptała.
Później oczy swoje skierowała zwolna na Ordenera.
— To, co chcesz uczynić, będzie nadaremnem; uczyń to jednak.
Ordener przycisnął ją do swego łona.
— Szlachetna dziewico — rzekł — pozwól, niechaj twoje serce bije tuż przy mojem. O, kochanko moja! powrócę wkrótce do ciebie. Ty będziesz moją; ale chcę być zbawcą twego ojca, aby mieć prawo zostać jego synem. Moja Ethel, moja ukochana Ethel!...
Któż zdoła opisać, co się dzieje w sercu, które czuje, że jest pojętem przez drugie, równie szlachetne serce? A jeżeli miłość złączy te podobne sobie dusze wiecznotrwałym węzłem, któż zdoła odmalować ich niewypowiedzianą rozkosz? Uczuwa się wtenczas zjednoczone w jedną chwilę całe szczęście i całą chwałę życia, upiększoną urokiem wspaniałomyślnego poświęcenia.