Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.1.djvu/13

Ta strona została przepisana.

wzdłuż członków, na naczyniach krwistych. Rysy twarzy Gilla zdawały się być szorstkie i ponure, ale trup jego tak był okropnie pokaleczony, że nikt nie zdołałby osądzić, czy były kiedyś rzeczywiście tak piękne, jak mówiła stara Olly. Wobec tych to szczątków zeszpeconych i pośród milczącego tłumu, rozpoczęła się rozmowa, którąśmy tutaj wiernie przytoczyli.
W najciemniejszym zakątku sali, na połamanym stołku, siedział starzec wysoki i chudy; zdawał się on nie zwracać na gwar i hałas żadnej uwagi, aż do chwili, w której podnosząc się nagle zawołał: — Cicho, cicho, gaduły! — poczem żołnierza ujął za ramię.
Wszyscy umilkli: żołnierz odwrócił się i parsknął głośnym śmiechem na widok szczególnego starca, którego twarz wychudła, włosy rzadkie i w nieładzie, długie palce i wreszcie obcisłe odzienie, ze skóry renifera uszyte, w zupełności usprawiedliwiały tak wesołe przyjęcie. Jednocześnie pomiędzy kobietami, zmieszanemi przez chwilę, odezwały się szepty:
— To dozorca Spladgestu[1]! To odźwierny umarłych! szatański Spiagudry! przeklęty czarnoksiężnik...
— Cicho, bajczarki, cicho! Jeżeli dzisiaj dzień sabbatu, to śpieszcie się do waszych mioteł, bo inaczej same polecą. Pozostawcie w spokoju tego godnego szacunku potomka bożka Thora.
Potem Spiagudry, usiłując nadać miły wyraz swojej twarzy, zwrócił się do żołnierza:

— Mówiliście, mój zuchu, że ta nędzna kobieta...

  1. Tak się nazywa dom umarłych w Drontheim.