Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.1.djvu/14

Ta strona została przepisana.

— Stary hultaj! — odezwała się półgłosem Olly — jesteśmy dla niego nędznemi kobietami, ponieważ nasze ciała, wpadając w jego pazury, przynoszą mu podług taksy tylko trzydzieści askalinów wówczas, kiedy dostaje czterdzieści za trup a każdego mężczyzny.
— Cicho, stare baby! — powtórzył Spiagudry.
— Te córki dyabelskie są jak ich kociołki; jak tylko się rozgrzeją, zaraz szumieć muszą. Powiedzcie mi, mój dzielny wojaku, wszak wasz kolega, którego Guth była kochanką, z rozpaczy, że ją utracił, zapewne życie sobie odbierze?
Po tych słowach, wybuchło oburzenie długo powstrzymywane.
— Słyszycie go, tego starego poganina!? — zawołało naraz dwadzieścia ostrych i krzykliwych głosów — on pragnąłby widzieć jednym mniej z żyjących, aby zarobić czterdzieści askalinów, które mu śmierć przynosi.
— A gdyby tak było? — odparł odźwierny Spladgestu.
— Czyż nasz łaskawy król i pan, Krystyan V, którego niechaj Bóg ma w swej świętej opiece, nie uznał się przyrodzonym protektorem i opiekunem wszystkich górników, ażeby pozostałe po ich śmierci nędzne mienie wzbogacało skarb królewski?
— To za wiele honoru dla króla — rzekł rybak Braal — żeby porównywać skarb królewski do skrzyni w waszej kostnicy, a jego osobę do was, sąsiedzie Spiagudry.
— Sąsiad? — odpowiedział dozorca obrażony tą poufałością — wasz sąsiad! Powiedzcie raczej wasz gospodarz, bo bardzo być może, iż kiedyś, mości dzie-