Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.1.djvu/141

Ta strona została przepisana.

— Do kroćset, pustelniku z Lynrass — zawołał kat — skoro nie chcecie spróbować mego piwa, to ja spróbuję tej wody, która wam lepiej smakuje.
— Spróbuj — odparł pustelnik.
— Zdejmcie wpierw waszą rękawicę, szanowny bracie — rzekł kat — nalewa się przecież tylko gołą ręką.
Pustelnik dał znak odmowy.
— To ślub — rzekł.
— Więc nalej i tak — dodał kat.
Zaledwie Orugix przytknął do ust szklankę, natychmiast ją odsunął, pustelnik zaś swoją duszkiem wychylił.
— Na czarę Jezusa, szanowny pustelniku, co to za napój piekielny? Nie piłem go od czasu, jak o mało nie utopiłem się płynąc z Kopenhagi do Drontheimu. Co prawda pustelniku, to wcale nie woda ze źródła w Lynrass; to woda morska...
— Woda morska! — powtórzył Spiagudry, którego przestrach wzmógł się na widok rękawicy pustelnika.
— Cóż to? — rzekł kat, zwracając się do niego ze śmiechem — wszystko tu was niepokoi, mości długowłosy Absalonie, a naw et napój świętobliwego pustelnika, który umartwienie sobie zadaje?
— O, nie panie... ale woda morska... jeden jest tylko człowiek...
— Jak widzę, sam nie wiesz, co pleciesz, mości doktorze; wasza bojaźń, między nami mówiąc, pochodzi albo z nieczystego sumienia, albo z pogardy...
Słowa te, gniewnym wypowiedziane tonem, przekonały Spiagudrego, że powinien strach swój starannie ukrywać. Ażeby ułagodzić strasznego gospodarza, we-