Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.1.djvu/152

Ta strona została przepisana.

rzysz, że ten bezwstydny człowiek ośmiela się rywalizować ze mną o prawo do osoby Hana z Islandyi?
— Hana z Islandyi!... — rzekł porywczo pustelnik.
— Ależ tak. Czy pan znasz tego sławnego rozbójnika?
— Znam — rzekł pustelnik.
— Każdy rozbójnik należy przecież do kata, nieprawdaż? Otóż na jaki sposób bierze się ten piekielny Spiagudry: żąda, aby naznaczono nagrodę za głowę Hana...
— Żąda naznaczenia nagrody za głowę Hana? — powtórzył pustelnik.
— Tak jest, ośmielił się, a to dlatego tylko, aby mu się jego ciało dostało i żeby mnie pozbawić mojej własności.
— To niegodziwie, mistru Orugix. Jakże można wydzierać ci własność, która tak widocznie do ciebie należy!
Słowom tym towarzyszył złośliwy uśmiech, który dreszczem przejął Spiagudrego.
— Tem czarniejszy jest ten postępek, że potrzeba mi jakiej głośnej egzekucyi, naprzykład Hana, aby wyjść z nędznego stanu, z którego mnie egzekucya Schumackera nie wyprowadziła.
— Czy doprawdy mistrzu Nychol?
— Tak jest, bracie pustelniku; przyjdź do mnie, jak tylko schwytają tego Hana, a ofiaruję, ci tłustego wieprza za moje przyszłe wyniesienie się.
— Bardzo chętnie; ale któż wam zaręczy, że ja będę wówczas wolny? Mówiłeś zresztą, że niech dyabli porwą wygórowaną ambicyę.