Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.1.djvu/20

Ta strona została przepisana.

— Cicho! — rzekła stara Olly — trzy tylko osoby, jak powiadają, słowa z nim ludzkie zamieniły: ten potępiony Spiagudry, wdowa Stadt, i... — ale ten żył nieszczęśliwie i smutnie zakończył, — oto Gili Stadt, którego tutaj widzicie. Ale sza!
— Sza! — powtórzono zewsząd.
— Teraz — zawołał żołnierz — jestem pewny, że to jest kapitan Dispolsen; poznałem bowiem stalowy łańcuch, który nasz więzień, stary Schumacker, dał mu przed jego wyjazdem.
Młodzieniec z czarnem piórem przerwał żywo milczenie.
— A więc to jest napewno kapitan Dispolsen? — zapytał.
— Bez żadnej wątpliwości, klnę się na zasługi Belzebuba! — odparł żołnierz.
Młody człowiek wyszedł z pośpiechem.
— Niechaj zajdzie łódka — rzekł do swego służącego.
— Ależ, panie, a jenerał...?
— Zaprowadzisz mu konie. Ja pojadę jutro; czyż nie jestem panem siebie? No, dalej, słońce już zachodzi, a mnie się śpieszy; prędko łódkę!
Służący był posłuszny i długo wiódł oczami za swym młodym panem, który się szybko od brzegu oddalał.