Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.1.djvu/25

Ta strona została przepisana.

przybyć kapitan Dispolsen; potrzeba raczej zapalić ogniska i sprawdzić, czy się pali latarnia morska na Walderhogu, jak to już dzisiaj rozkazałem. Nadewszystko przygotować kolacyę dla kapitana. Ale, ale, zapomniałem... Toric-Belfart, drugi muszkieter pułku, pójdzie na dwa dni do aresztu za to, że cały dzień dzisiaj był nieobecny.
Tak mówił stary sierżant pod czarnem i okopconem sklepieniem kordegardy w Munckholm, mieszczącej się w nizkiej wieży po nad pierwszą bramą zamku.
Żołnierze, do których słowa te były skierowane, porzucili grę albo łóżka, aby wykonać jego rozkazy, poczem nastała cisza.
W tej chwili dał się słyszeć z zewnątrz miarowy i regularny odgłos wioseł.
— Otóż nakoniec i kapitan Dispolsen! — rzekł sierżant, otwierając zakratowane okienko, wychodzące na zatokę.
W samej rzeczy, pod żelazne wrota przybiła łódka.
— Kto idzie? — zapytał sierżant ochrypłym głosem.
— Otwórzcie! — odpowiedziano — pokój i bezpieczeństwo.
— Niewolno wejść; czy macie na to pozwolenie?...
— Tak jest.
— Zaraz ja to sprawdzę. Jeżeli kłamiesz, mój paniczu, to klnę się na zasługi mego świętego patrona, poznasz się z wodą tej zatoki.
Poczem, zamknąwszy okienko i obróciwszy się, wyrzekł: