Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.1.djvu/26

Ta strona została przepisana.

— To jeszcze nie kapitan.
Zajaśniało światło po za żelaznemi wrotami, zaskrzypiały zasuwy, podniesiono zastawy i nareszcie brama się otwarła, a wtedy sierżant zbadał pergamin, który mu podał nowoprzybyły.
— Wejdź pan — rzekł. — Zatrzymaj się jednak — dodał opryskliwie — pozostaw wpierw spinkę od swego kapelusza. Nie wchodzi się do więzienia stanu z kleynotami. Przepis w tym względzie mówi, że tylko król i członkowie rodziny królewskiej, wicekról i jego rodzina, biskup i dowódca garnizonu, są z tego wyjęci. A pan, zapewne, nie jesteś żadną z tych osób?
Młody człowiek, milcząc, odpiął spinkę i rzucił ją jako zapłatę rybakowi, który go przywiózł. Ten ostatni, obawiając się, iżby nieznajomy nie cofnął swej hojnej ofiary, wyruszył śpiesznie na morze, aby być jak najdalej od swego dobroczyńcy.
Sierżant, szemrząc na nieroztropność kanclerstwa, które szczodrze rozdawało podobne pozwolenia, założył ciężkie zasuwy, a po chwili powolny łoskot jego wysokich butów rozlegał się na schodach, wiodących do kordegardy. W tym samym czasie, nieznajomy, zarzuciwszy płaszcz na ramię, przebiegł szybko pod czarnemi sklepieniami wieżycy, przez obszerną salę broni i skład artyleryi, gdzie leżało kilka zdemontowanych śmigownic, które dzisiaj widzieć można w Muzeum Kopenhaskiem. Tam energiczny okrzyk placówki kazał mu się oddalić. Doszedł nareszcie do zwodzonego mostu, który podniesiono po rozpatrzeniu jego pergaminu. Dalej, mając za sobą żołnierza, prze-