szedł po przekątni i jakby obznajmiony z miejscowością, jedno z czterech podwórz, otaczających jakby bastyony główny dziedziniec, pośród którego wznosiła się na wysokiej skale wieżyca, zwana Zamkiem Lwa Szlezwiskiego, na pamiątkę uwięzienia w niej Ioathama Lwa, księcia szlezwiskiego, przez jego brata, Ralfa Karła.
Nie jest naszym zamiarem opisywać wieże munckholmskiego zamku, tem więcej, że czytelnik, będąc tam zamknięty, obawiałby się, iż nie zdoła uciec przez ogród. Omyliłby się jednak, ponieważ Zamek Lwa Szlezwiskiego, przeznaczony dla więźniów wyższego stanu, dostarczał im, oprócz innych wygód, możności spacerowania w dzikim ale dość obszernym ogrodzie, gdzie gęste ostrokrzewy, kilka starych cisów, nieco sosen rosło między skałami, około wysokiego więzienia, otoczone przez mury i olbrzymie wieże.
Przybywszy do stóp okrągłej skały, młody człowiek drapał się po stopniach niedbale wykutych i prowadzących kręto aż do podnóża jednej z wież, otaczających dziedziniec. Tam zatrąbił silnie w miedziany róg, który mu dał żołnierz, strzegący zwodzonego mostu.
— Otwórzcie, otwórzcie! — zawołał żywo głos z wieży — to pewnie ten przeklęty kapitan.
Otwierające się wrota pozwoliły przybyszowi spostrzedz w głębi gotyckiej sali, słabo oświeconej, młodego oficera, leżącego niedbale na kupie płaszczy i skór reniferów. Obok niego stała na ziemi jedna z tych lamp o trzech ogniskach, które przodkowie nasi zawieszali u rozety sufitów. Bogata i elegancka odzież oficera w dziwnem była
Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.1.djvu/27
Ta strona została przepisana.