Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.1.djvu/29

Ta strona została przepisana.

nie potrafi. Wczoraj, będąc na służbie, ubrałem się umyślnie dla niej w przepyszną kryzę francuską, sprowadzoną z samego Paryża. I czy pan uwierzysz, że ani okiem na mnie nie rzuciła, choć kilka razy przeszedłem przez jej apartament, dzwoniąc nowemi ostrogami, których kółka są większe niż dukaty lombardzkie. Wszak to najmodniejsza forma, nieprawdaż?
— Ależ to okropne! — zawołał nieznajomy, uderzając się w czoło — to nie do wiary!
— Czy nieprawda? — odparł oficer, nie rozumiejąc myśli tego wykrzyku. — Żeby na mnie nie zwrócić uwagi! To nie do uwierzenia... A jednak tak jest wistocie.
Młody człowiek, gwałtownie wzruszony, przechadzał się po sali wielkiemi krokami.
— Czy nie zechcesz się posilić, kapitanie Dispolsen? — rzekł do niego oficer.
Nieznajomy ocknął się z zamyślenia.
— Ja nie jestem kapitanem Dispolsen — rzekł.
— Jakto! — zawołał oficer surowo, zrywając się ze swego siedzenia. Któż więc pan jesteś, coś śmiał wejść tutaj, o tej godzinie?
Zapytany rozwinął swoje pozwolenie.
— Pragnę widzieć hrabiego Griffenfeld... pańskiego więźnia, chciałem powiedzieć.
— Hrabiego! hrabiego! — powtórzył kwaśno oficer. — Ale bądź co bądź, rozkaz ten jest w porządku; a nawet jest na nim podpis wice-kanclerza Grummonda Kund.„Okaziciel ma prawo zwiedzać o każdej porze i godzinie wszystkie więzienia królewskie. Grummond Kund, dowodzący w Drontheim“. A trzeba