Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.1.djvu/41

Ta strona została przepisana.

cych w głębi korytarza. Młody Norwegczyk przeżegnał się powoli i skierował swoje kroki w stronę światełka, które na końcu korytarzu błyszczało.
Przez pół otwarte drzwi, widać było młodą dziewicę, klęczącą w gotyckiej kaplicy, u stóp ołtarza. Odmawiała półgłosem litanię do Najświętszej Panny, modlitwę szczytną i prostoty pełną, w której dusza unosi się do Matki Siedmiu Boleści i prosi, aby Ona za nią do Boga się wstawiła.
Dziewica ta ubrana była w czarną krepę i białą gazę, jakby dla pokazania z pierwszego wejrzenia, że dni jej dotąd płynęły w smutku i niewinności. Nawet w tak skromnej postawie, cała jej istota nosiła na sobie oznakę wyjątkowej natury. Jej oczy i włosy były czarne, co nader rządkiem jest u dziewic Północy; spojrzenie, skierowane ku sklepieniu kaplicy, zdawało się być raczej promieniejącem ekstazą, aniżeli przyćmionem skupieniem ducha. Klęcząc u stóp krzyża, wznoszącego się na kamiennym ołtarzu, wyglądała jak dziewica z wybrzeży Cypru lub wiosek Tibur, odziana w fantastyczny welon Osyana.
Ordener zadrżał i o mało nie upadł, poznał bowiem tę, co swoje modły ku niebu wznosiła.
Modliła się za ojca, upadłego możnowładcę, za więźnia, przez wszystkich zapomnianego i odmawiała głośno psalm wyswobodzenia.
Modliła się jeszcze za kogoś więcej, ale Ordener nie usłyszał jego imienia; nie usłyszał, bo go nie wymówiła, a powtarzała tylko hymn Sulamity, małżonki, oczekującej powrotu ukochanego.