Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.1.djvu/43

Ta strona została przepisana.

Dziewica uśmiechnęła się i zamilkła, on również zamilkł i westchnął. Ona pierwsza przerwała milczenie:
— Co cię tu sprowadza?
— Przebacz, jeśli obecność moja zasmuca cię może. Przybyłem tu dla pomówienia z hrabią, twoim ojcem.
— A więc — rzekła Ethel drżącym głosem — przyszedłeś tylko do mego ojca?
Młody człowiek spuścił głowę, czując niesprawiedliwość tych słów.
— Oddawna już zapewne — mówiła dalej dziewica tonem wyrzutu — jesteś pan w Drontheim. Nie pomyślałeś może, że już tak długo nie byłeś w tym zamku...
Ordener dotknięty milczał.
— I słusznie pan czynisz — mówiła córka więźnia głosem z boleści drżącym — sądzę jednak — dodała z dumą — żeście nie słyszeli, panie Ordener, jakem się modliła.
— Hrabianko — odparł młodzieniec — słyszałem twoją modlitwę.
— Nie godzi się, panie, podsłuchiwać w ten sposób.
— Ja nie podsłuchiwałem, szlachetna hrabianko — rzekł bojaźliwie Ordener — słyszałem mimo mojej woli.
— Modliłam się za mego ojca — odparła młoda dziewica, pilnie się w niego wpatrując i jakby oczekując odpowiedzi na swoje słowa.
Ordener milczał.
— Modliłam się także — mówiła dalej niespokojna i uważna, jaki skutek wywołają jej słowa — za kogoś, który nosi pańskie imię: za syna wice-króla, hrabiego