Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.1.djvu/46

Ta strona została przepisana.

innego szczęścia, prócz widoku mego ojca, równie jak ja nieszczęśliwego. Pędziłam długie dni pocieszając go... i czekając na ciebie — dodała ze spuszczonemi oczyma. — Czytałam mu baśni Eddy, a kiedy wątpiło ludziach, Ewangelię, aby przynajmniej nie zwątpił o niebie; później mówiłam mu o tobie, a on milczał, co jest dowodem, że cię kocha. Ale gdy wieczorami patrzyłam darem nie na drogę i dążących w dali podróżnych, na okręta, do portu przybijające, wtedy on kiwał głową z gorzkim uśmiechem, a ja rzewnie płakałam. Więzienie, gdzie życie moje dotąd pędziłam, stało mi się ohydnem: a jednak ojciec, którego widok, przed poznaniem ciebie, rozweselał mi je, był razem ze mną, ale ciebie nie było. Pragnęłam więc tej wolności, której nie znam jeszcze.
W oczach młodej dziewicy, w naiwnej jej czułości, w słodkiem wylaniu serca, był wdzięk, jakiego słowa ludzkie nie są w stanie wypowiedzieć. Ordener słuchał jej w radośnem marzeniu człowieka, którego z ziemi przeniesiono do idealnego świata.
— A więc ja teraz — rzekł — nie pragnę już tej wolności, której ty ze mną dzielić nie możesz.
— Jakto, Ordenerze — zapytała z żywością Ethel — już nas nie opuścisz?
Słowa te przywiodły muAa myśl wszystko, o czem zapomniał.
— O moja Ethel, jeszcze tego wieczoru opuścić cię muszę. Zobaczę cię znowu jutro, ale jutro pożegnam cię także; przyjdzie jednak ta chwila, że się już nigdy nie rozłączymy.