Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.1.djvu/52

Ta strona została przepisana.

swą rękę. Nie wejdę zaś do tej wieżycy ani ja, ani żaden argus z garnizonu; otrzymałem bowiem rozkaz, aby na przyszłość pozostawić Schumackera bez straży i miałem to właśnie oznajmić mu tego wieczoru. Uczyniłbym to napewno, ale mi dużo zajęło czasu przymierzanie nowych butów z Krakowa. Rozkaz ten, mówiąc między nami, bardzo jest nierozsądny. Czy chcesz pan, abym ci pokazał moje buty?
W czasie tej rozmowy, Ethel, widząc ich uspokojonych i nie wiedząc, co może znaczyć duellum remotum, zniknęła, szepnąwszy jednak do ucha Ordeenera:
— Do jutra!
— Prosiłbym cię, poruczniku Ahlefeld, abyś mi pomógł wyjść z tego fortu.
— Bardzo chętnie — odrzekł oficer — chociaż już bardzo późno, albo raczej bardzo rano. Ale gdzież pan znajdziesz jaką łódkę? To już moja rzecz — odparł Ordener.
Poczem, jakby w najlepszej przyjaźni, przeszli przez ogród, przez dwa dziedzińce, a Ordener, prowadzony przez oficera, najmniejszej w tem nie doznał przeszkody. Przeszli nakoniec przez most zwodzony, skład artyleryi, plac broni i przybyli do nizkiej wieży, której żelazne wrota otwarły się na głos porucznika.
— Do widzenia, poruczniku Ahlefeld — rzekł Ordener.
— Do widzenia — odpowiedział oficer. — Przyznaję, żeś pan dzielny chłopak, chociaż nie wiem kto jesteś i czy twoi towarzysze, których przyprowadzisz