Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.1.djvu/53

Ta strona została przepisana.

na miejsce spotkania, będą godni przyjąć udział w w alce, czy też muszą pozostać prostymi świadkami.
Ścisnęli się za ręce, żelazne wrota znowu się zamknęły, a porucznik powrócił, nucąc aryę Lulli, podziwiać swoje polskie buty i francuski romans.
Ordener, pozostawszy sam na progu, zrzucił ubranie, które owinąwszy w płaszcz, przywiązał pasem do głowy; poczem, wprowadzając w wykonanie zasady niezawisłości przez Schumackera głoszone, skoczył do zimnej i spokojnej wody zatoki i zaczął płynąć pośród ciemności ku brzegowi, kierując się w stronę Spladgestu, dokąd mógł być pewnym, że tak żywy, jak i umarły przybędzie.
Trudy całodzienne wyczerpały go, zaledwie przeto zdołał tam dopłynąć. Ubrawszy się pospiesznie, podążył do Spladgestu, rysującego się na placu portowym jak czarna masa, księżyc bowiem od pewnego czasu skrył się za chmury.
Gdy się zbliżył do samego budynku, zdawało mu się, że słyszy jakby ludzkie głosy; słabe światełko jaśniało przez otwór, nad drzwiami będący. Zdziwiony, gwałtownie zapukał; głos ucichł, a światło zniknęło. Zapukał powtórnie — wtedy przy świetle, które się znowu zjawiło, ujrzał jakąś czarną postać, wychodzącą jednym z górnych otworów i wdrapującą się na płaski dach domu. Ordener zapukał po raz trzeci rękojeścią swojej szabli i zawołał:
— Otwórzcie, w imieniu jego królewskiej mości! Otwórzcie, w imieniu jego dostojności wice-króla!
Drzwi zwolna się otwarły i Ordener ujrzał przed sobą bladą i wychudłą twarz starego Spiagudrego. Do-