Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.1.djvu/62

Ta strona została przepisana.

go rodu. O czemuż Gill nie pogardzał, jak ja, wszystkiem, co twarz ludzką nosi. Jakiż szatan, czy wróg, szatana popchnął go do tych kopalń przeklętych, by tam szukał garści złota?
Spiagudry przerwał mu, odnosząc czaszkę Gilla.
— Ekscelencya ma racyę: nawet złoto — mówi Snorro Sturleson — często kupuje się za drogo.
— Przypominasz mi tem — rzekł mały człowiek — że chcę ci dać pewne polecenie. Oto żelazna szkatułka, znaleziona przy tym oficerze, po którym, jak widzisz, nie wszystko zagarnąłeś. Szkatułka ta szczelnie jest zamknięta, musi więc zawierać w sobie złoto, jedynie drogą rzecz w oczach ludzi. Oddaj ją wdowie Stadt, we wsi Throctree, jako zapłatę za jej syna.
Wydobył wówczas z worka niewielką, żelazną szkatułkę. Spiagudry odebrał ją od niego i skłonił się głęboko.
— Wykonaj wiernie mój rozkaz — rzekł mały człowiek, rzucając na niego przeszywające spojrzenie — pomyśl bowiem, że dwa złe duchy z łatwością mogą się zobaczyć. Zdaje mi się, że jesteś bardziej jeszcze tchórzliwym, aniżeli chciwym, a odpowiesz mi za tę szkatułkę...
— O panie! na moją duszę...
— Klnij się nie na duszę, ale na twoje kości i ciało.
W tej chwili gwałtownie zapukano do zewnętrznych drzwi Spladgestu. Mały człowiek spojrzał z zadziwieniem. Spiagudry zadrżał i ręką zakrył lampę.
— Co to jest? — zawołał nieznajomy mrucząc —