Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.1.djvu/74

Ta strona została przepisana.

— Chociaż Bogu wiadomo — odpowiedział ze śmiechem posłaniec — dyabeł jednak może o tem nie wiedzieć. Zresztą, twój Fryderyk to roztrzepaniec, który mi wcale chluby nie przynosi i doprawdy o taką drobnostkę nie warto się kłócić. On tylko zdolny dziewczyny uwodzić. A tym razem, czy tego dokonał?
— Jeszcze nie, o ile wiem.
— Ależ staraj się, Elphegio, grać rolę więcej niż dotąd czynną w naszych interesach. Ja i mąż twój, jak widzisz, wcale nie zasypiamy. Co do ciebie, nie ograniczaj się, jeśli łaska, na wznoszeniu modłów za nasze grzechy, jak Madonna, której pomocy wzywają Włosi, popełniając morderstwo. Potrzeba również, aby Ahlefeld pomyślał o hojniejszem dla mnie niż dotąd wynagrodzeniu. Los mój złączony jest z waszym, ale znudziło mi się już być służalcem męża, kiedy jestem kochankiem żony i nie chcę nadal zostawać guwernerem, profesorem i pedagogiem, będąc prawie ojcem...
W tej chwili północ wybiła i weszła jedna z kobiet hrabiny, przypominając jej, że podług reguły pałacu, o tej godzinie wszystkie światła winny być zgaszone.
Hrabina szczęśliwa, że mogła zakończyć tak przykrą rozmowę, przywołała swoje służebne.
— Pani hrabina raczy zezwolić — rzekł Musdoemon wychodząc — abym cieszył się nadzieją, że jutro ją zobaczę i złożę u jej stóp moje najgłębsze uszanowanie.