Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.1.djvu/78

Ta strona została przepisana.

— Ani słowa więcej, szlachetny panie! Pan nie wiesz o kim mówisz!
I Spiagudry powtarzał do siebie:
Bądź wierny i milcz!
— Cóż to za tajemnicza i groźna istota? — spytał Ordener. — Chcę ją poznać.
— Na imię nieba, panie! nie mów pan tak, zamilknij z bojaźni...
— Bojaźń ust mi nie zamknie, ciebie zaś znagli do mówienia.
— Przebacz, mój młody panie! — rzekł zrozpaczony Spiagudry — nie mogę...
— Możesz, ponieważ ja tego chcę. Musisz wymienić świętokradcę!
Spiagudry chciał jeszcze użyć wybiegu.
— A więc, szlachetny panie — powiedział — świętokradcą jest zabójca tego oficera.
— Oficer ten został zamordowanym? — zapytał Ordener, któremu ów zwrot przypomniał cel jego poszukiwania.
— Tak jest, panie.
— Ależ przez kogo, przez kogo?
— Zaklinam cię, panie, na imię Świętej, której matka twoja wzywała, na świat cię wydając, nie znaglaj mnie, abym ci to miał powiedzieć.
— Gdyby wiadomość ta ważniejszą jeszcze dla mnie stać się mogła, tegoby ciekawość, jaką we mnie wzbudzasz, dokonała. Rozkazuję ci więc wymienić tego mordercę.
— A więc panie — powiedział Spiagudry — chciej zauważyć na ciele tego nieszczęśliwego głębokie rany,