Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.1.djvu/84

Ta strona została przepisana.

— Co to jest? — zapytał.
— Nic — odparł Ordener równie zdziwiony — zapewne oprócz nas jest tu jeszcze kto żyjący.
— Przypominasz mi pan mego pomocnika Ogdypiglapa, który bezwątpienia śpi tak hałaśliwie. Lapończyk, według biskupa Arngrima, robi tyle hałasu we śnie, ile kobieta na jawie.
Rozmawiając w ten sposób, zbliżyli się do drzwi Spladgestu. Spiagudry powoli je otworzył.
— Żegnam was, młody panie — rzekł do Ordenera — niechaj was niebo radością obdarzy. Do widzenia dziś wieczór. Jeżeli w drodze waszej przechodzić będziecie około krzyża, to pomódlcie się panie za waszego nieszczęśliwego sługę, Benignusa Spiagudry.
I pospiesznie zamknąwszy drzwi, z obawy, aby go niespostrzeżono, jak również, aby swą lampę zasłonić przed porannym wiatrem, Spiagudry powrócił do trupa Gilla i zajął się ułożeniem jego głowy tak, aby rano nie była widoczną.
Potrzeba było nader ważnych powodów, iżby bojaźliwy dozorca zgodził się na awanturniczą propozycyę nieznajomego. Na postanowienie jego głównie wpływały — pierwsze: obawa Ordenera i kata Orugixa; drugie: dawna nienawiść do Hana z Islandyi, do której jednak sam sobie nie śmiał się przyznać, tak ją strach przytłumiał; trzecie: miłość nauki, dla której jego podróż mogła być użyteczną; czwarte: zaufanie w swoją przebiegłość, że się zdoła ukryć przed Hanem; piąte: spekulacyjny pociąg do pewnego metalu, zawierającego się w worku młodego awanturnika którym też prawdopodobnie napełnioną była szkatułka skradziona kapi-