Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.1.djvu/93

Ta strona została przepisana.

— Na ogon królewskiego płaszcza, mój panie przybyszu, cisza ta podobną jest do milczeniem senatorów galijskich, kiedy Rzymianin Brennus... Tylko nie wiem, na honor, czy jenerał był Rzymianinem a senatorowie Gallami, oczy też naodwrót? Ale mniejsza o to. Skoro pan przybyłeś, pomóż mi więc objaśnić naszego szanownego więźnia o tem, co się w świecie dzieje. Właśnie przed nagłem pańskiem wejściem na scenę, mówiłem o małżeństwie, które obecnie zajmuje i Medów i Persów.
— O jakiem małżeństwie? — spytali jednocześnie Ordener i Schumacker.
— Z kroju twego ubrania, panie nieznajomy, odgadłem już, że przybywasz z innego świata. Zapytanie to zmienia podejrzenie moje w zupełną pewność. Wczoraj zapewne wysiadłeś pan na brzegi Nidru, z wozu ciągnionego przez dwa gryfy skrzydlate, bo inaczej nie mógłbyś przejechać Norwegii, nie usłyszawszy o głośnem małżeństwie syna wice-króla z córką wielkiego kanclerza.
Schumacker zwrócił się do porucznika.
— Jak to! — zapytał — Ordener Guldenlew zaślubia Urlykę Ahlefeld?
— Tak jest, panie. I to nastąpi prędzej, aniżeli w Kopenhadze zmieni się moda na stroje.
— Syn Fryderyka musi mieć około dwudziestu dwóch lat, ponieważ byłem już od roku w fortecy w Kopenhadze, kiedy wieść o jego urodzeniu aż do mnie się dostała. Niechaj się żeni za młodu, — mówił dalej. Schumacker z gorzkim uśmiechem — w chwili