Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.1.djvu/97

Ta strona została przepisana.

Oficer, zmieszany z początku żywością jego wyrzutów, odzyskał wkrótce przytomność i zawołał z gniewem:
— Cicho, stary szaleńcze! Czy prędko skończysz swą litanię dyabelską?
— Niechaj przekleństwo moje spadnie na ciebie i niecny ród Guldenlewa, który się ma z twoim połączyć!
— Do kroćset! — zawołał rozwścieczony oficer — podwójną mi zadajesz obelgę!...
Ordener powstrzymał oficera, który już nie był panem siebie.
— W nieprzyjacielu swoim uszanuj starca, poruczniku; mamy i tak już dać sobie zadosyćuczynienie, odpowiem wam przeto i za obelgi tego nieszczęśliwego.
— Dobrze — rzekł porucznik — ale zaciągas pan podwójny dług; w alka będzie straszliwą, ponieważ pomścić muszę i siebie i szwagra mojego. Zastanów się pan, że wraz z moją, podnosisz i rękawicę Ordenera Guldenlewa.
— Poruczniku Ahlefeld — odpowiedział Ordener — stajesz w obronie nieobecnych z zapałem, który dowodzi twojej szlachetności. Nie byłożby więc równie wspaniałomyślnem mieć litość nad starcem, któremu przeciwności losu dają pewne prawo być niesprawiedliwym.
Ahlefeld był jednym z tych ludzi, w których pochwałą można wzbudzić cnotę. Ścisnął więc rękę Ordenera i zbliżył się do Schucmackera, który wy-