Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.1.djvu/98

Ta strona została przepisana.

czerpany uniesieniem, upadł na skałę, w objęcia zapłakanej Etheli.
— Panie Schumacker — rzekł — nadużyłeś pan swojej starości, a ja byłbym może nadużył młodości mojej, gdybyś nie znalazł tego oto obrońcy. Wszedłem dzisiaj po raz ostatni do waszego więzienia, jedynie dlatego tylko, aby wam oznajmić, że odtąd, według wyraźnego rozkazu wice-króla, możecie zostawać zupełnie wolni i bez straży w swojej wieżycy. Przyjmij więc pan tę dobrą nowinę z ust nieprzyjaciela.
— Odejdź pan — rzekł więzień głucho.
Porucznik skłonił się i wyszedł z ogrodu szczęśliwy, że zyskał pochwalające go spojrzenie Ordenera.
Schumacker pozostał jakiś czas z założonemi rękami i spuszczoną głową, pogrążony w zamyśleniu; nagle spojrzał na Ordenera, który przed nim stał milczący.
— No i cóż? — zapytał.
— Panie hrabio, Dispolsen został zamordowany.
Głowa starca opadła na jego piersi. Ordener zaś mówił dalej:
— Zabójcą jego jest sławny rozbójnik, Han z Islandyi.
— Han z Islandyi! — rzekł Schumacker.
— Han z Islandyi! — powtórzyła Ethel.
— Kapitana zupełnie obdarto — dodał Ordener.
— Nie słyszałeś więc nic — rzekł starzec — o szkatułce żelaznej z herbami Griffenfeldów?
— Nic, panie.
Schumacker spuścił głowę.