Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.2.djvu/109

Ta strona została przepisana.

Nieznajomy zmieszał się; rychło jednak przyszedł do siebie i odparł:
— Tak jest.
— Dlaczego się górnicy buntują? — spytał znowu mały człowiek.
— Chcą się uwolnić z pod opieki królewskiej.
— Czy tylko dlatego?
— Chcą również wyswobodzić munckholmskiego więźnia.
— I to jedyny cel tego ruchu? — powtórzył mały człowiek z szyderstwem, które dziwnie zaniepokoiło nieznajomego.
— Nie znam innego — wybąknął.
— A! ty nie znasz innego celu!
Słowa te wypowiedziane były tym samym ironicznym tonem.
Nieznajomy, chcąc już raz rozegrać stawkę, wydobył z pod płaszcza dobrze wyładowany worek i rzucił go skwapliwie pod nogi potwora.
— Oto nagroda za twoje dowództwo.
Mieszkaniec Zwalisk odepchnął worek nogą.
— Nie chcę tego — rzekł. — Czy sądzisz, że gdybym pragnął złota albo krwi, to czekałbym na twoje pozwolenie, aby pragnienie to zaspokoić?
Nieznajomy zadrżał ze zdumienia i zarazem mimowolny uczuł przestrach.
— Jest to podarunek, który górnicy królewscy polecili mi doręczyć tobie.
— Mówię ci, że go nie chcę. Złoto na nic mi się nie przyda. Ludzie sprzedają chętnie swą duszę, ale nie sprzedają życia. Trzeba im siłą je odbierać.