Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.2.djvu/131

Ta strona została przepisana.

— Bardzo pan łaskaw... ale czy podobna, żebyś nas tak prędko opuszczał?
— Muszę.
— Dążyć w góry o tak spóźnionej porze i przy tak falnej pogodzie...
— Czynię to dla sprawy bardzo ważnej.
Odpowiedzi młodzieńca nietylko wzbudzały wrodzoną ciekawość gospodarzy, ale ich zarazem dziwiły.
Rybak przeto powstał i rzekł:
— Jesteś pan u Krzysztofa Buldusa Braalla, rybaka, ze wsi Surb.
Żona dodała:
— Ja zaś jestem Maase Kennybol, jego żona i sługa.
Wieśniacy norwescy, chcąc zapytać nieznajomego o nazwisko, mają zwyczaj wymieniać mu swoje.
— Ja — odpowiedział Ordener — jestem podróżny, który nie może być pewnym ani swego imienia, ani drogi, po której dąży.
Szczególna ta odpowiedź widocznie nie zadawalała rybaka Braalla.
— Na koronę Gormona Starego — rzekł — sądziłem, że w tej chwili jeden jest tylko człowiek w Norwegii, który nie może być pewnym swego nazwiska. To szlachetny baron Thorvick, który, jak mówią, będzie się teraz nazywał hrabią Danneskiold, a to wskutek małżeństwa z córką kanclerza. Taką przynajmniej wiadomość przyniesiono nam świeżo z Drontheimu. Winszuję ci, panie nieznajomy, tego podobieństwa do syna wice-króla, wielkiego hrabiego Guldenlewa.