Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.2.djvu/134

Ta strona została przepisana.

zapewne tobie nie udałby się połów w naszych górach. Zdaje mi się, że łatwiej napełniłbym swą torbę polując na złe duchy w mglistych lasach królowej Maab[1]. Siostro Maase, ty jesteś pierwszą mewą, której dzisiaj zblizka mogę powiedzieć dzień dobry. Patrzcie moi przyjaciele, niech was Bóg zachowa w spokoju, oto dla tego nędznego cietrzewia, pierwszy strzelec w Drontheimhuus aż do tej chwili i to na taki czas przebiegał leśne wzgórza.
Mówiąc to, wydobył z myśliwskiej torby i położył na stole cietrzewia, twierdząc przytem, że ptak tak nędzny nie wart był naboju dobrej strzelby.
— Wierna rusznico Kennybola — dodał półgłosem — będziesz polowała na grubszą zwierzynę. Jeśli dziś nie przebijasz skór kozic i łosi, za to jutro może przeszywać będziesz zielone kaftany i czerwone kurty.
Słowa te poruszyły ciekawą Maase.
— Co ty mówisz, mój dobry bracie? — zapytała.
— Mówię, że zawsze jakiś dyabełek tańczy pod językiem kobiecym.
— Masz słuszność, bracie Kennybol — zawołał rybak.
— Te córki Ewy tak są wszystkie ciekawe, jak ich matka. Wszak mówiłeś o zielonych kaftanach?
— Bracie Braall — odparł strzelec z niezadowoleniem — tajemnice swoje powierzam tylko memu muszkietowi, ponieważ pewny jestem, że ich nie powtórzy.

— Mówią we wsi — ciągnął niezmieszany rybak — o powstaniu górników. Bracie, czyżbyś co o tem wiedział?...

  1. Królowa wieszczek.