Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.2.djvu/145

Ta strona została przepisana.

jeden z druidycznych zabytków, jakich wiele widział już podczas swych podróży po Norwegii.
Młodzieniec, pogrążony w marzeniu, oparł się machinalnie o ołtarz, którego kamień zczerniał prawie zupełnie, tak przesiąkł krwią z ludzkich ofiar.
Nagle zadrżał — uszu jego bowiem doszedł głos, jakby wychodzący z kamienia:
— Młodzieńcze, przyniosły cię tutaj nogi, co już dotykają grobu...
Usłyszawszy to, Ordener zerwał się spiesznie, uchwycił szablę i wsłuchiwał się w echo, które powtarzało grobowo ponurą przestrogę w głębokości jaskini:
— „Młodzieńcze, przyniosły cię tutaj nogi, co już dotykają grobu...“
W tej chwili z drugiej strony druidycznego ołtarza wychyliła się straszliwa głowa z rudemi włosami.
Głowa ta, śmiejąc się szatańsko, powtórzyła znów:
— Tak zaiste, młodzieńcze, przyniosły cię tutaj nogi, które już dotykają grobu.
— Nogi te przyniosły rękę, która dotyka miecza — odparł Ordener spokojnie.
Z pod ołtarza wysunęła się mała, potworna postać, a Ordener dojrzał jej barki silne, rozrosłe, odzież ze skrwawionych skór zwierzęcych i ręcę muskularne uzbrojone w długie, zakrzywione pazury oraz ciężką siekierę kamienną.
— To ja! — rzekł ów potwór z pomrukiem dzikiego zwierza.
— To ja! — odpowiedział Ordener.