Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.2.djvu/148

Ta strona została przepisana.

— Tem gorzej! — mruknął rozbójnik, przyczem twarz mu się zachmurzyła.
— Czy odpowiesz — dopytywał uporczywie Ordener — gdzie jest szkatułka, którą skradłeś kapitanowi?
Mały człowiek zdawał się przez chwilę zastanawiać.
— A na Ingolpha! to ta nędzna skrzynka żelazna tylu ludzi zajmuje... Upewniam cię, że prędzej znajdą trumnę z twemi kośćmi, jeżeli tylko je kto do niej złoży, niż ową skrzynkę.
Z odpowiedzi tej wywnioskował Ordener, że rozbójnik zna poszukiwaną przez niego szkatułkę, powziął przeto nadzieję co do jej odzyskania.
— Powiedz mi — rzekł — coś z tą szkatułką zrobił? Czy jest ona teraz w posiadaniu hrabiego Ahlefelda?
— Nie.
— Śmiejesz się, więc kłamiesz.
— Myśl, co ci się podoba. Co mnie to obchodzi?
Potwór odpowiadał szyderczo i urągliwie, Ordener przeto powziął przekonanie, że usiłuje go w błąd wprowadzić. Trzeba go zatem było, chcąc wydobyć prawdę, rozwścieklić lub przestraszyć. Odezwał się więc podniesionym głosem:
— Musisz oddać tę szkatułkę!
Potwór wybuchnął śmiechem.
— Musisz mi ją oddać! — powtórzył młodzieniec nakazująco.
— Czyś przywykł rozkazywać turom i niedźwiedziom? — zapytał potwór wciąż się śmiejąc urągliwie.