Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.2.djvu/156

Ta strona została przepisana.

oprócz niego; nie znałem ojca ani matki; niechaj Bóg da im wieczny spoczynek... Poruczniku Randmer, on mi ocalił życie w czasie wojny w Pomeranii. Nazwałem go Drakę, aby tem zrobić honor sławnemu admirałowi. Poczciwy pies! Nie zmienił się dla mnie nigdy, jakiekolwiek było moje położenie. Po bitwie pod Oholfen, wielki jenerał Schack pogłaskał go mówiąc: — Pięknego masz psa, sierżancie Lory! — wówczas bowiem byłem tylko sierżantem.
— Ach! — przerwał młody baron, machając rózeczką — niezbyt to miło być sierżantem.
Weteran nie słyszał go; mówił jakby do siebie i tak niewyraźnie, że trudno było zrozumieć, co wypowiadał:
— Biedny Drake! tyle razy wracał z wyłomów i przekopów, aż wreszcie utonął, jak kot, w przeklętej zatoce Drontheimskiej. Mój biedny psie, biedny przyjacielu, byłeś przecie godzien, jak ja sam, zginąć na polu bitwy!
— Dzielny kapitanie — zawołał porucznik — nie przystoi nam się smucić, gdyż jutro może bić się będziemy.
— Tak — odparł pogardliwie kapitan — z tęgimi nieprzyjaciółmi!
— Jakto? Przecie z tymi rozbójniczymi górnikami i dyabelskimi góralami!
— Wyciosywacze kamieni i złodzieje na publicznych drogach! Ludzie, którzy w bitwie nie potrafią nawet sformować trójkątnego szyku Gustawa Adolfa! I oto mam walczyć z taką hołotą ja, com odbył wojny w Pomeranii i Holsztynie, kampanie w Skanii i Dale-