Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.2.djvu/16

Ta strona została przepisana.

Nieszczęśliwa wdowa, w uniesieniu radości, nie widziała ani złowieszczego spojrzenia, ani szyderczego uśmiechu małego człowieka.
— Dlaczegożeś go nie obudził, nie powiedział mu: Gillu, pójdź do twojej matki?!
— Jego sen był bardzo głęboki.
— Kiedyż więc przyjdzie? Powiedz mi, błagam cię, czy ja go prędko zobaczę?
Fałszywy pustelnik dobył z pod swej sukni czarę szczególnego kształtu.
— A więc, wdowo, pij za prędki powrót twego syna.
Wdowa krzyknęła z przerażenia: owa czara, to była czaszka ludzka. Gestem tylko okazała strach swój, nie mogąc wymówić ani słowa.
— Nie odwracaj swych oczu, kobieto! — zawołał nagle mały człowiek straszliwym głosem. — Chcesz widzieć twojego syna?... Patrz więc, mówię ci — patrz! bo oto wszystko, co się po nim zostało!
I przy czerwonawem świetle gasnącej lampy, przysunął do bladych ust matki nagą i wyschłą czaszkę jej syna.
Zawiele ta nieszczęśliwa kobieta przeniosła cierpień, aby jedno więcej nieszczęście złamać ją mogło. Utkwiła więc w dzikiego pustelnika spojrzenie nieruchome i bezmyślne.
— Śmierć — wyszeptała słabo — śmierć! O, pozwól mi umrzeć!
— Umieraj, jeśli tego pragniesz!... ale pamiętaj, Lucy Pelnyrh, o lesie Thoctre; nie zapomnij o dniu,