Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.2.djvu/160

Ta strona została przepisana.

czy nam nie powiesz, kto jest ten potwór, ludożerca, upiór, co porwał i pożarł porucznika, jak sześciodniowe koźlątko?
— Powiem to nie panu — rzekł Bollar zniecierpliwiony — ale kapitanowi Lory, który nie jest tak uporczywie niedowierzającym. Kochany Lory, potworem, który wypił krew Fryderyka, jest Han z Islandyi.
— Dowródca rozbójników! — zawołał stary oficer.
— No i cóż, kapitanie Lory — zapytał szyderczo Randmer — czy potrzeba umieć robić bronią, kiedy się tak dzielnie włada szczękami?
— Baronie Randmer — rzekł Bollar — masz podobne usposobienie, jak Ahlefeld; strzeż się więc, żeby cię taki sam los nie spotkał.
— Doprawdy — zawołał porucznik — że najwięcej mnie bawi niewzruszona powaga kapitana Bollara.
— A mnie — odparł — Bollar niewyczerpana wesołość porucznika Randmera.
W tej chwili do rozmawiających zbliżyło się kilku oficerów.
— Do kroćset! — rzekł Randmer — muszę ich zabawić wymysłem Bollara. Koledzy — dodał zwracając się do przybyłych — czy wiecie, że nasz biedny Fryderyk Ahlefeld został pożarty żywcem przez barbarzyńskiego Hana z Islandyi?
Kończąc te słowa, znów wybuchnął śmiechem, który, na wielkie jego zdziwienie, oburzył przybyłych.
— Śmiejesz się, poruczniku? — zawołał jeden z nich.
— Nie sądziłem, żeby Randmer podobną nowinę mógł w ten sposób traktować.