Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.2.djvu/161

Ta strona została przepisana.

— Śmiać się z takiego nieszczęścia! — dodał drugi.
— Jakto? — zapytał Randmer zmieszany — czyżby to było prawdą?
— Przecież sam to nam opowiadasz. Czy nie wierzysz w swoje własne słowa?
— Sądziłem, że to tylko żarcik Bollara.
— Żart taki byłby zupełnie niewłaściwym. Lecz nie jest to wcale żartem. Baron Voethaun, nasz pułkownik, otrzymał właśnie tę fatalną wiadomość.
— Straszliwe zdarzenie, okropna katastrofa! — powtarzano dokoła.
— Mamy więc walczyć z potworami o ludzkich twarzach.
— Będziemy wystawieni na strzały nie wiedząc, skąd one pochodzą; będą nas po jednemu zabijać, jak stare bażanty w kurniku!
— Śmierć Ahlefelda — rzekł Bollar uroczyście — dreszczem przejmuje. Nasz pułk jest prawdziwie nieszczęśliwy. śmierć Dispolsena i tych biednych żołnierzy, których znaleziono w Cascadthymore, zgon Ahlefelda — oto tragiczne wypadki w tak krótkim czasie.
Baron Randmer, który umilkł wreszcie i spoważniał, odezwał się z ubolewaniem:
— To nie do uwierzenia! Fryderyk, który tak dobrze tańczył!