Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.2.djvu/163

Ta strona została przepisana.

Hana z Islandyi, ale nie dopiął cela. I gdzie teraz będzie szukał rozbójnika? Co ma począć? Jak powrócić do Munckholmu z próżnemi rękoma, nie przynosząc przyrzeczonego ocalenia, które się mieściło w fatalnej szkatułce? A jego małżeństwo z Ulryką Ahlefeld? Gdyby mógł przynajmniej wyrwać swoją Ethel z więzienia, gdyby mógł uciec z nią i ponieść swoje szczęście na dalekie wygnanie?...
Owinął się płaszczem i położył na ziemi.
Niebo było czarne; niepewne światło zjawiało się niekiedy z po za chmur, jak przez żałobną zasłonę: zimny wiatr przebiegał pustkowie. Ordener nie zwrócił uwagi na te oznaki gwałtownej i blizkiej burzy. A zresztą, choćby znalazł schronienie przed burzą, gdzieby zarazem mógł wypocząć po trudach, to czyby zdołał się tem uwolnić od dręczących go natrętnie myśli?
Nagle wśród groźnych poszumów wichru odróżnił głosy ludzkie. Zdziwiony podniósł się nawpół i oparł na łokciu, a po chwili spostrzegł w pewnej od siebie odległości jakby cienie, poruszające się w mroku. Niebawem w tem samem miejscu zabłysło światło i teraz Ordener zauważył, że owe tajemnicze widziadła jak gdyby zapadały się pod ziemię. Po chwili wszystko znikło . Ordener wyższy był nad przesądy swego czasu i swego kraju. Do jego umysłu, poważnego i dojrzałego, nie miała przystępu naiwna łatwowierność i te dziwne strachy, jakie niepokoją zarówno ludy, jak i ludzi w ich dziecięctwie. W szczególnem tem jednak zjawisku było coś tak nadnaturalnego, że zaczął przypuszczać to, o czem rozum kazał mu wątpić; nikt bowiem