Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.2.djvu/176

Ta strona została przepisana.
XIX
Czy to wódz? Jego spojrzenia przestraszają mnie, nie śmiałbym do niego mówić.
MaturinBertram,“

Usłyszawszy krzyki, zwiastujące przebycie sławnego Strzelca Kennybola, Hacket pospieszył na jego spotkanie, pozostawiając Ordenera z dwoma wodzami powstańców.
— Nakoniec przybywasz, kochany Kennybolu! — mówił Hacket do przybyłego. — Chodź więc ze mną, niech cię przedstawię waszemu strasznemu wodzowi, Hanowi z Islandyi.
Na to imię, Kennybol, który przybył blady, z najeżonym włosem, twarzą zlaną potem, i rękami we krwi zbroczonemi, cofnął się trzy kroki.
— Hanowi z Islandyi! — powtórzył.
— No, no — rzekł Hacket — uspokój się! Przecież on przyszedł tutaj, aby wam pomagać. Powinieneś w nim widzieć przyjaciela, towarzysza...
Kennybol nie słuchał go.
— Han z Islandyi tutaj? — zapytał.
— Ależ tak — odparł Hacket, powstrzymując śmiech dwuznaczny — pohamuj tylko strach, który jego imię...
— Jak to! — przerwał strzelec po raz trzeci — pan mówisz, że Han z Islandyi jest w tej kopalni...
Hacket zwrócił się do otaczających go górników z pytaniem:
— Czyżby nasz dzielny Kennybol oszalał?
Potem przemówił do Kennybola:
— Jak widzę, to tylko obawa Hana z Islandyi opóźniła twoje tutaj przybycie.