Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.2.djvu/22

Ta strona została przepisana.

działa nawet, że istnieje świat, od którego ją odłączono? A zresztą, jej świat, jej niebo, nie byłyżby wówczas z nią razem w tej wieżycy, wśród tych czarnych murów rojących od żołdactwa, na które jednak przechodzący rzucaliby spojrzenia litości.
Ordener po raz drugi odjechał i zamiast przeżywać przy jego boku godziny, któreby mijały jak chwile ciągle się odradzające, w słodkich pieszczotach i niewinnych uściskach, dziś spędza dni i noce płacząc nad jego nieobecnością i modląc się, aby uniknął bowiem niebezpieczeństw. Dziewica ma tylko modlitwę i łzy.
Niekiedy zazdrościła skrzydełek swobodnej jaskółce, co przylatywała do niej po okruszyny aż do krat jej więzienia. Czasami znowu myśl jej unosiła się na chmurze, pędzonej wiatrem ku północy; potem nagle odwracała głowę, zakrywała oczy, jakby obawiając się ujrzeć olbrzymiego zbójcę i rozpoczynającą się nierówną walkę na jednej z dalekich gór, której siny wierzchołek wznosił się na horyzoncie jakby nieruchoma chmura.
O! jakże boleśnie jest kochać, czując się daleko od przedmiotu swej miłości! Niewiele serc doznało tej boleści w całem jej znaczeniu, niewiele bowiem poznało miłość bez granic. Wówczas zapomina się niejako o swej własnej istocie, tworzy się dla siebie posępną samotność, olbrzymią próżnię, a dla nieobecnej istoty jakiś świat straszny i niebezpieczny, zapełniony potworami i zdradą; rozliczne władze duszy rozpraszają się i giną w nieskończonej tęsknocie za uko-