Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.2.djvu/28

Ta strona została przepisana.

— Zatrzymajcie panie swoje złoto — rzekł — skłamałbym bowiem, gdybym mówił, że powstaję dla waszego hrabiego Schumackera; należę do powstania, aby oswobodzić górników od opieki królewskiej; powstaję dlatego, aby moja matka nie okrywała się łachmanem wystrzępionym, jak brzegi naszego poczciwego kraju, Norwegii.
Daleki od zmieszania, pan Hacket odpowiedział z uśmiechem:
— Waszej przeto biednej matce, kochany Norbith, poślę te pieniądze, aby miała się czem osłonić przeciw ostrej zimie.
Młody człowiek zgodził się się na to skinieniem głowy, posłaniec zaś, jako zręczny mówca, spiesznie dodał:
— Nie powtarzaj jednak nigdy, jakeś to teraz wyrzekł nieroztropnie, że się bierzesz do broni nie dla Schumackera, hrabiego Griffenfeld.
— Jednakże... — odezwali się starcy — wiemy dobrze, że uciskają górników, ale wcale nie znamy hrabiego, owego więźnia stanu...?
— Jak to! — podchwycił żywo posłaniec — czy możecie być tak niewdzięczni!? Jęczycie w waszych podziemiach, pozbawieni powietrza i dziennego światła, ogołoceni z wszelkiej własności, pod brzemieniem najuciążliwszej opieki! Któż więc przyszedł wam z pomocą? Kto rozbudził waszą odwagę? Kto wam dostarczył pieniędzy, broni? Czy to nie mój dostojny pan, szlachetny hrabia Griffenfeld, niewolnik jak wy, ale od was jeszcze nieszczęśliwszy? A teraz, obsypani, jego dobrodziejstwy, nie chcecie walczyć za jego wolność i razem za waszą.