Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.2.djvu/55

Ta strona została przepisana.

dzikie róże, jałowce i ostrokrzewy. Jawny dowód stopniowego ubożenia roślinności, co na wysokich górach, wskazuje zawsze blizkość wierzchołka, świadcząc zarazem o zmniejszaniu się warstwy ziemi na tem, coby skieletem góry nazwać można.
— Panie Ordener — mówił Spiagudry, którego spostrzegawczy umysł tysiączne zajmowały myśli — spadzistość ta bardzo jest przykra i aby iść za panem, potrzeba całego poświęcenia. Ale zdaje mi się, że widzę tam, po prawej stronie, przepyszny convovulvus; chciałbym mu się przypatrzeć. Szkoda tylko, że to nie dzień! Ale wiesz pan, że ocenienie takiego uczonego, jak ja, na cztery nędzne talary, bardzo jest obrażające. Prawda jednak, że sławny Fedr był niewolnikiem i że Ezopa, jeśli mamy wierzyć uczonemu Plamodiuszowi, sprzedano na targu jak bydlę, albo rzecz jakąś. A któżby nie był dumny z podobieństwu do wielkiego Ezopa?
— A do sławnego Hana? — spytał Ordener z uśmiechem.
— Na miłość Boską — odpowiedział dozorca — nie wymawiaj pan tego imienia; przysięgam panu, że chętniebym się obył bez tego ostatniego podobieństwa. Ale jakieby to było szczególne, gdyby nagroda za jego głowę dostała się Benignusowi Spiagudry, towarzyszowi jego nieszczęścia. Pan jednak, panie Ordenerze, jesteś szlachetniejszy niż Jazon, bo on nie dał złotego runa sternikowi z Argo; przedsięwzięcie zaś pańskie, którego celu nie pojmuję, niemniej jest niebezpieczne, jak Jazona.
— Ale ponieważ znasz Hana z Islandyi — rzekł Ordener — to powiedzże mi o nim jakie szczegóły.