Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.2.djvu/62

Ta strona została przepisana.

— Niechaj Opatrzność czuwa nad nami! — rzekł Spiagudry, który we wszystkich niebezpieczeństwach nie zapominał używać tego ulubionego dlań wykrzyknika.
— Przeloty cień przestraszonego puszczyka musiałeś wziąć za człowieka — dodał Ordener.
— Zdaje mi się jednak, żem widział małego człowieka; chociaż, co prawda, światło księżyca jest niekiedy powodem dziwacznych złudzeń. Właśnie wskutek tego światła, Baldan, pan na Merneugh, wziął białą firankę łóżka za cień swej matki, co było przyczyną, że nazajutrz wyjawił swoje matkobójstwo przed sędziami w Chrystyanii, którzy skazali już niewinnego pazia nieboszczki. Możnaby więc powiedzieć, że światło księżyca ocaliło życie temu paziowi.
Nikt nie umiał łatwiej od Spiagudrego zapominać o teraźniejszości dla przeszłości. Wszelkie wspomnienie, nasunięte mu przez jego niezwykłą pamięć, zagłuszało wszelkie wrażenia obecnej chwili. W ten też sposób historya Baldana uspokoiła jego bojaźń. Mówił przeto dalej pewnym głosem:
— Być może, że światło księżyca mnie również omyliło.
Tymczasem dochodzili do Szyi Sępa i ujrzeli nareszcie szczyty ruin, które skały zakrywały przed nimi dopóki wstępowali na górę.
Niechaj to czytelnika wcale nie zadziwia, że tak często napotykamy zwaliska na szczytach gór Norwegii. Kto tylko zwiedzał góry w Europie, ten zauważył niewątpliwie resztki fortec i zamków, zawieszonych na wierzchołkach najwyższych szczytów, jakby starożytne