Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.2.djvu/81

Ta strona została przepisana.

jedna z twoich prababek, których nosisz imię, Adela czyli Edela, była hrabiną Flandryi.
Ethel myślała o czem innem.
— Mój ojcze — rzekła — źle sądzisz szlachetnego Ordenera.
— Szlachetnego, moja córko? A jaką myśl nadajesz tym słowom? Ongi nadawałem szlachectwo ludziom, którzy wcale nie byli szlachetni.
— Nie mówię tego, aby on był szlachetny tem szlachectwem, jakie się nadaje.
— Wiedziałażbyś, że pochodzi od jarla albo hersy?[1].
— Równie o tem nie wiem, jak i ty, mój ojcze. I może być bardzo — mówiła dalej spuszczając oczy — że jest synem chłopa albo wazala. Malują przecie korony na aksamicie stopni powozu. Chcę tylko powiedzieć, że on jest sercem szlachetny.

Ze wszystkich ludzi, jakich Ethel widziała, Ordener był tym właśnie, którego znała najwięcej i najmniej zarazem. Stanął on na drodze jej życia, jak aniołołowie, odwiedzający pierwszych ziemi mieszkańców, otoczeni światłością i tajemnicą. Sama ich obecność mówiła, czem oni są, uwielbiano ich przeto. Ordener pozwolił Etheli widzieć to, co ludzie najbardziej ukrywają, to jest swoje serce; zamilczał o tem, z czego się chlubią chętnie — o swem pochodzeniu i rodzinie. Spojrzenie Ordenera dostatecznem było dla Etheli i dlatego

  1. Dawni magnaci norwescy, zanim Griffenfeld wprowadził szlachectwo na zasadach gdzieindziej przyjętych, nosili tytuły jarl (hrabia) i hersa (baron).