— Zapominasz pan, że moja władza, kiedy spełniam moje obowiązki, nie zna żadnych granic.
— Oprócz uszanowania należnego nieszczęściu — rzekł Schumacker. — Ale ludzie nie znają się na tem.
Ostatnie słowa były wielki kanclerz wyrzekł tak, jakby mówił do siebie samego. Gubernator usłyszał go jednak.
— To prawda, to prawda! Przepraszam was, hrabio Griff... panie Schumacker, chciałem powiedzieć; powinienem zostawić panu prawo gniewania się, skoro sam mam władzę.
Schumacker milczał przez chwilę.
— Jest coś — rzekł nareszcie — w waszej twarzy i w waszym głosie, panie gubernatorze, co mi przypomina człowieka, którego znałem kiedyś. Bardzo to już dawno. Ja tylko pamiętać o tem mogę. Było to w czasach mojej pomyślności. Człowiek ten nazywał się Lewin Knud z Meklemburga. Czy nie znałeś pan tego szaleńca?
— Znałem go — odparł jenerał.
— A! przypominasz go pan sobie. Sądziłem, że pamięta się o ludziach wtedy tylko, kiedy się doznaje przeciwności losu.
— Wszak on był kapitanem gwardyi królewskiej? — zapytał jenerał.
— Tak jest, prostym kapitanem, chociaż król lubił go bardzo. Ale on nie okazywał zbytniej ambicyi. Była to szalona głowa. Bo czy można pojąć umiarkowanie żądań w ulubieńcu króla?
— Dlaczego nie?
— Lubiłem tego Lewina Knud, nie potrzebowa-
Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.2.djvu/87
Ta strona została przepisana.