Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.2.djvu/91

Ta strona została przepisana.

był szaleńcem, nie myślał o wyniesieniu się i zaszczytach.
— Jeśli nie myślał o sobie sam, to król jednak w swej łasce o nim pomyślał.
— Łaska? Powiedz pan raczej — sprawiedliwość! Jakąż więc tak świetną dano mu nagrodę?
— Jego królewska mość wynagrodził Lewina Knud nad jego zasługi.
— Wybornie! — zawołał stary minister klaskając w ręce. — Zasłużony kapitan, po trzydziestu latach służby, został może majorem, a już ta wysoka łaska rzuca cień na pańską osobę, szlachetny jenerale. Słusznie mówi przysłowie perskie, że zachodzące słońce zazdrości wschodzącemu księżycowi.
Schumacker tak był rozdrażniony, że nie słyszał nawet, gdy jenerał powiedział:
— Ale pan mi ciągle przerywasz... nie pozwalasz nawet wytłumaczyć sobie...
— O nie! — przerwał mu więzień — z pierwszego wejrzenia, panie jenerale, zdawało mi się, że widzę pewne podobieństwo pomiędzy panem i zacnym Lewinem; ale przekonywam się, że niema go wcale.
— Posłuchaj że pan...
— Mam pana słuchać? Może będziesz chciał wmówić we mnie, że Lewin Knud nie godzien nawet jest nędznej nagrody...
— Przysięgam panu, że nie to...
— Chcielibyście może dowodzić mi — bo odgaduję was, o ludzie podstępni! — że on jest taki, jak wy wszyscy: oszustem, hypokrytą, nędznikiem...
— Ależ nie! doprawdy.