Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.2.djvu/93

Ta strona została przepisana.

— O ludzie, cóżem wam uczynił, żeście mi się tak poznać dali?
Jenerał przeto nie mógł przystąpić do załatwienia sprawy, która go tu sprowadziła. Cała niechęć niepokojenia więźnia badaniem owładnęła go na nowo. Do współczucia i rozczulenia przyłączyły się dwie jeszcze przyczyny: gwałtowne wzruszenie Schumackera nie dawało mu pewności, aby zdołał on odpowiadać ściśle; a po wtóre, zastanawiając się nad całą sprawą, szlachetny Lewin nie sądził, by podobny człowiek mógł knuć jakie spiski. Lecz czy mógł powrócić do Drontheimu nie wybadawszy Schumackera? Przykra ta konieczność, wynikająca z obowiązków gubernatora, zwalczyła jego wahanie. Łagodząc więc ile możności głos swój, zaczął w następujący sposób:
— Chciejcie się uspokoić, hrabio Schumacker...
Zacny gubernator, natchnieniem niejako wiedziony, użył tego tytułu. Jak gdyby chciał pogodzić uszanowanie dla wyroku, pozbawiającego więźnia dostojeństw i zaszczytów, ze względami naleźnemi dla nieszczęścia, połączył tytuł hrabiowski z jego nieszlacheckiem nazwiskiem. Potem mówił dalej:
— Przykry obowiązek sprowadza mnie tutaj...
— Przedewszystkiem — przerwał więzień — pozwól panie gubernatorze, abyśmy pomówili jeszcze o przedmiocie, który mnie zajmuje więcej niż wszystko, co mi wasza ekscelencya powiedzieć może. Mówiłeś pan przed chwilą, że tego szaleńca, Lewina, wynagrodzono nad jego zasługi. Bardzobym pragnął wiedzieć — w jaki mianowicie sposób?