Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.2.djvu/95

Ta strona została przepisana.

— Rozumiem, panie gubernatorze. Jak widzę, niedość wam tego, że pędzę dni swoje w tej wieży, osławiony i samotny; że pozostały mi tylko gorzkie wspomnienia wielkości i potęgi... Potrzeba wam jeszcze naruszać moją spokojność dla zbadania mej boleści i nacieszenia się mojem nieszczęściem. Ponieważ szlachetny Lewin Knud, którego przypomniały mi rysy pańskiej twarzy, jest także jenerałem, wielkiem przeto dla mnie byłoby szczęściem, aby jemu dano miejsce, które pan zajmujesz; on bowiem, przysięgam panu, nie przyszedłby dręczyć nieszczęśliwego w jego więzieniu.
Podczas całej tej dziwaczej rozmowy, aby ją nareszcie zakończyć, jenerał kilkakrotnie chciał już wymienić swoje nazwisko. Wymówka Schumackera i ten jego zamiar udaremniła. Tak silnie zgadzała się ona z jego przekonaniem, że natchnęła go niejako uczuciem wstydu samego siebie. Starał się jednak odpowiedzieć na zarzut Schumackera. Sędzia musiał niejako usprawiedliwić się przed obwinionym. Odezwał się przeto:
— Gdyby jednak obowiązek tego wymagał, to z pewnością i Lewin Knud...
— Bardzo wątpię, jenerale! — przerwał Schumacker — pan zaś możesz być pewnym, że on odrzuciłby ze szlachetnem oburzeniem urząd, któryby mu kazał śledzić i zwiększać tortury nieszczęśliwego więźnia! Znam go lepiej niż pan, w żadnym razie nie podjąłby się obowiązków kata. A teraz słucham was, panie jenerale. Chciej pan wypełnić to, co nazywasz swoim obowiązkiem. Wasza ekscelencya czego ode mnie żąda?