Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.3.djvu/102

Ta strona została przepisana.

mu na sercu. Bolesny okrzyk, który usłyszał razem z wyrokiem śmierci, wzruszył go głęboko; on sam tylko poznał ten głos i boleść w nim drgającą odczuł. A przytem, czy już nie zobaczy swojej Etheli? Czy ostatnie jego chwile upłyną w więzieniu, że nie zdoła raz jeszcze dotknąć się drogiej ręki, usłyszeć słodkiego głosu tej, dla której ma umrzeć?
Pogrążony był w ponurem rozmyślaniu, które dla umysłu jest tem, czem jest sen dla życia, kiedy nagle skrzypiący łoskot starych ryglów uderzył o jego uszy, gotowe już niejako słuchać melodyi z innego świata, dokąd jego dusza wkrótce miała ulecieć. Ciężkie drzwi jego więzienia otwarły się. Młody skazaniec wstał spokojny i prawie wesoły, sądził bowiem, że to kat przychodzi po niego, a życia swego wyrzekł się już, jak płaszcza, po którym deptał stopami. Omylił się: stanęła na progu więzienia postać biała i wysmukła, podobna do świetlanego zjawiska. Ordener nie wierzył swoim oczom, i zapytywał się w duszy, czyby już był w niebie? To była ona — to była Ethela.
Ona zaś padła na jego skute ramiona, ręce jego zrosiła łzami, które ocierały czarne sploty jej rozrzuconych włosów; całując kajdany skazanego, kaleczyła swe czyste usta. Nic nie mówiła, ale zdawało się, że serce wyrwie się z jej piersi z pierwszym wyrazem, jaki wypowie wśród łkania.
On uczuwał rozkosz niebiańską. Przyciskał Ethelę do swojej piersi, a wszystkie siły ziemi i piekła nie zdołałyby w tej chwili rozerwać rąk, któremi ją obejmował... Oczekiwanie blizkiej śmierci nadawało na-