Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.3.djvu/103

Ta strona została przepisana.

strój uroczysty jego uniesieniu, tulił ukochaną w swem objęciu, jak gdyby ją już posiadł na całą wieczność.
Nie pytał jej, w jaki sposób dostała się do niego. Była przy nim. mógłże więc myśleć o czem innem? Zresztą nie dziwił się temu. Nie zastanawiał się, w jaki sposób ta młoda dziewica, uwięziona, słaba, żyjąca w osamotnieniu, zdołała, pomimo potrójnych drzwi żelaznych i potrójnego szeregu żołnierzy, otworzyć więzienie swoje i jego; to mu się zdawało rzeczą naturalną. Czuł sam do czego miłość jest zdolną.
Po cóż do siebie mówić głosem, jeżeli można przemawiać duszą? Milczeli więc oboje. Są wzruszenia tak święte, że je tylko milcząc wypowiedzieć można.
Dzieweczka wreszcie podniosła głowę, opartą dotąd na silnie bijącem sercu kochanka.
— Ordenerze mój — rzekła — przychodzę cię ocalić...
Słowa te, tak pełne nadziei, z głęboką wypowiedziała goryczą.
Ordener potrząsł głową z uśmiechem.
— Ocalić mnie, Ethelo? Łudzisz się tylko: ucieczka niepodobna.
— Wiem to zbyt dobrze, niestety! Zamek ten pełen jest wojska, a każde drzwi, przez które się przechodzi tutaj, strzegą łucznicy. Później dodała z wysileniem:
— Przynoszę ci inny sposób ocalenia.
— Próżną jest twoja nadzieja. Nie łudź się daremnie, Ethelo: topór kata za kilka godzin rozproszy te rojenia...