Strona:Wiktor Hugo - Han z Islandyi T.3.djvu/106

Ta strona została przepisana.

— Słuchaj mnie jeszcze, o mój Ordenerze i nie obwiniaj tak spiesznie. Może mam więcej siły, aniżeli to jest zwykle udziałem biednej kobiety. Z wierzchołka naszej wieży widać, jak na Placu Broni wznoszą dla ciebie rusztowanie. O Ordenerze, ty nie masz pojęcia tej okropnej boleści, jaką sprawia widok powolnego przygotowania śmierci dla tego, w którym się widzi wszystkie radości życia! Hrabina Ahlefeld, z którą byłam razem w sądzie, kiedy czytano wyrok śmierci dla ciebie, przyszła do mnie do wieży, dokąd powróciłam z ojcem. Spytała, czy pragnę cię ocalić i wskazała swój sposób ohydny... Ordenerze mój, trzeba było zniweczyć całą swoją przyszłość, wyrzec się ciebie, stracić cię na zawsze, oddać innej swego Ordenera, całe szczęście opuszczonej Etheli, albo też rzucić się w objęcia śmierci. Kazano mi wybierać nieszczęście, albo śmierć: nie wahałam się wcale...
Ordener ręce tego anioła ucałował z głęboką czcią.
— Ja również się nie waham, Ethelo — rzekł. — Nie przyszłabyś tutaj dla ocalenia mi życia z ofiarowaniem ręki Ulryki Ahlefeld, gdybyś wiedziała, dlaczego umieram.
— Cóż to za tajemnica?...
— Pozwól mi mieć przed tobą tajemnicę, ukochana moja. Chcę umrzeć tak, żebyś nie wiedziała, czy za moją śmierć powinnaś uczuwać dla mnie wdzięczność, czy nienawiść.
— Chcesz umrzeć? Chcesz więc umrzeć? Boże! a więc to prawda! W tej chwili wznoszą rusztowanie, a żadna moc ludzka nie może ocalić mego Ordenera, którego mi zabiją! Rzuć jedno spojrzenie na twoją